Na początku miesiąca otrzymałam nominację do Nominacji Pozytywnych Myśli od Marysi z bloga Atelier Marysi i dopiero dzisiaj znalazłam chwilę, żeby o tym pomyśleć.
W myśl zasad tej nominacji trzeba się podzielić optymistyczną historią ze swojego życia i tutaj mogłabym napisać książkę, bo ja we wszystkim potrafię znaleźć dobro i przekazać je innym:).
Myślę, że życie i ludzie, których spotkałam na swojej drodze przyczynili się do tego:).
Poszperałam we wspomnieniach i chciałabym podzielić się historią z przed prawie dwudziestu lat...
...latem 1995 roku mąż dostał przeniesienie na nową placówkę oddaloną od miejscowości , w której mieszkaliśmy o 70 km i na dokładkę na wsi. Wyzwanie było wielkie, my mieszczuchy, wychowani w małych miasteczkach chyba bardziej byśmy się odnaleźli w dużym mieście , a tu taka "degradacja":)). Jednak ta zmiana miała też dobre strony, bo dostaliśmy 3 pokojowe mieszkanie, gdzie dotychczas cisnęliśmy się w jednym pokoju z dwójką dzieci i jamnikiem, taka zmiana pod względem mieszkaniowym to RAJ.
Formalności załatwiliśmy w miarę możliwości sprawnie i od października nasze dzieci uczyły się w nowej szkole, do której miały bardzo blisko i, jak się okazało wieś to nie koniec świata:).
Po przeprowadzce z hałdą kartonów zostałam sama, bo Mąż do pracy ( piętro niżej), dzieci do szkoły, a ja królewna na włościach (ok 50m2) i po 10 latach małżeństwa zaczynałam wszystko od nowa.
Dopiero tutaj mogłam rozpakować mój posag, bo blisko połowę kartonów właśnie on zajmował ( wiele z niego mam po dziś dzień:)).
Z jednym kompletem mebli (posagowych) i mnóstwem pomysłów zaczęłam tworzyć nasze nowe życie, szło mi różnie, ale od czego dwie ręce i maszyna do szycia, prowizorka trwała jakiś czas, ale okna obszyte były w przemyślne firanki i dopiero wtedy zaczęła się jazda z meblami i innymi drobiazgami.
Najciekawsza historia była z kuchnią, bo ją trzeba było umeblować i wyposażyć od podstaw, pieniążki mieliśmy odłożone, ale...pozostała część Rodzinki zapragnęła mieć komputer i niestety zasobów było za mało na obie inwestycje, więc po zbiorowej debacie zapadła decyzja iż... kupujemy komputer:))
Kuchnię musiałam zorganizować sobie sama, przy moje bujnej wyobraźni nie było to takie trudne, dolne szafki kuchenne dostaliśmy od Teściowej, kuchenka gazowa już była, lodówkę od sąsiadki, a później mojej najlepszej przyjaciółki Edyty ( dzieci nadały Jej ksywkę "Zapłotowa"), stół był z demobilu tylko z kwadratowego został przerobiony na okrągły ( nie rozstałam się z nim do dziś) i życie toczyło się dalej.
Co drugi dzień biegałam do zaprzyjaźnionej Mućki po świeże mleko, miałam swoje masło, twaróg, piekarnia za rogiem wypiekała przepyszny chleb, a od wiosny przekopałam trawnik i założyłam plantację truskawek (177 krzaków), warzywniak, Mąż sadził drzewka owocowe i krzaki, a sadzonki orzecha włoskiego dostaliśmy od Męża kuzyna z drugiego końca Polski i od mojego Taty z południa, krzewy, sadzonki, a powojnik kwitnie mi każdej wiosny. Były to cudowne lata, choć nie zawsze było tak słodko, jak byśmy chcieli, ale za to poznaliśmy wielu wartościowych ludzi, z którymi przyjaźnimy się do dziś:)).
Spędziliśmy tam 12 lat i znów w 2007 roku kolejna przeprowadzka 150 km na zachód, ale to już inna historia...
Myślę, że każda z Was ma ciekawe wspomnienia i chciałabym, żeby nominowane przeze mnie blogerki opowiedziały swoje pozytywne historie:).
Chciałabym zaprosić do tej ciekawej zabawy:
Ewę z "Robótkowy kącik czytelniczy",
Anię z "Moje życie pasją usłane",
Kajkę z "Księżycowej Doliny",
Kasię z "Krzyżykowe szaleństwo",
Kornelię z Miśkowych Prac".
Mam cichą nadzieję, że przyjmiecie moją nominację i podzielicie się swoimi pozytywnymi wspomnieniami:)).
Czas goni, jak salony:)).
Jeśli Was nie zanudziłam to jeszcze kilka fotek z tego co ostatnio zrobiłam, czyli nieśmiertelne mitenki:
Skończyłam popielate, miały być malutkie i takie wyszły:
Spełniły swoją rolę przy inwentaryzacji i grzały zmarznięte łapki:).
W ekspresowym tempie zrobiłam kolejne, brązowe:
Tu zamówienie było na długie i ciepłe:
Osobiście je przetestowałam:), choć zdjęcie kiepskie, bo robione w biegu.
Kolor najbardziej zbliżony do oryginału.
W trakcie mam jeszcze zaczętych kilka prac, ale te pokażę następnym razem.
Teraz intensywnie pracuję nad chustą, którą otrzyma Małgosia W., która wygrała moją "Rozdawajkę z bonusem", ale pokażę ją dopiero jak dotrze ona do Małgosi.
A teraz kilka zdjęć Kamisi, bo obiecałam byłym właścicielkom naszej psinki, że będę pokazywała, jak rośnie:
To ja największa "bestia" w tym domu, bo przecież jamnik i koty się nie liczą:))
Ktoś tu musi pilnować:))
Czasami wyprowadzam staruszki:)).
Koniec przynudzania, myślę, że następnym razem pokażę coś ciekawego:).
Pozdrawiam wiosennie tej zimy:)
Małgosia.
Fajnie jest sobie czasem powspominać :)
OdpowiedzUsuńCudowne wspomnienie malgosiu. To niesamowite jak szybko czlowiek umie sie dostosowac do sytuacji i urzadzic sobie dom tam gdzie dostanie miejsce :-). A psiaczek jest przesliczny! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCudowna wspomnieniowa opowieść, takich zapewne jest więcej, ale nie wymagajmy zbyt wiele. Bardzo dużo nowych wiadomości o Tobie i Twojej rodzince, miło się czytało.
OdpowiedzUsuńRobótki oczywiście nie poszły w zapomnienie, mitenki ekstra.
Zwierzaczki, przesłodkie.
Pozdrawiam Małgosiu.
Jeszcze jedno, wejdź w Układ bloga i w język i formatowanie, przestaw czas na warszawski, bo masz go źle ustawiony. Jest teraz godz.9.34 rano.
Usuńfajna opowieść i dziękuję bardzo za nominację:), oczywiście przyjmuję
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa historia:)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia. Fajne psinki. Ja swojego jamnisia pożegnałam przed świętami.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia :) za nominację dziękuję, ale wybacz nie będę kontynuowała zabawy...
OdpowiedzUsuńDzięki Małgosi , że przyjęłaś nominację. Z ciekawością przeczytałam Twoją historię / Miło powspominać co nam się przytrafiło dawno ale bardzo pozytywnego w naszym odczuciu. Mitenki są świetne. Piesek urósł , a jamniczki uwielbiam zwłaszcza czarne. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuń