... a ja nie wiem, jak i kiedy:(. Pamiętam tylko fragmenty, a reszta to dzień za dniem w wielkim biegu:).
Swoje zrobiły też upały, bo wtedy wyłącza mi się myślenie i pragnę tylko chłodu, dzisiaj jest właśnie taki dzień, więc postanowiłam pokazać się na blogu.
Niby nić nie robiłam, a jednak mam się czym pochwalić, jak zwykle zaczynam od mojej chatki:
Ciągle się kręcę w tej samej palecie barw, ale już coś się z tej plątaniny wyłania, a tylko dlatego, że w maju było sporo świątecznych dni, to i mogłam pohaftować troszkę więcej. Za to w czerwcu bryndza, nie dość,że tylko cztery niedziele, to jeszcze dwie spędziłam w pracy, ale kolorystycznie robi się coraz ciekawiej.
Jakiś czas temu, jeszcze przed upałami udało mi się skończyć popielato-kremowy sweterek:
Choć to nie pora na ciepłe ciuchy, ale trzeba je robić właśnie latem, żeby nosić jesienią:))).
W razie ciepełka można go uchylić pod szyją:).
Zosia, jako dobra modelka prezentuje go z każdej strony
Czasami warto zaopiekować się resztkami:),
Łapka w górę i pokazuję zgrabne boczki:).
A pod szyją standardowo.
W ramach zmiany materiału postawiłam kilka krzyżyków w bieżniczku:
Choć jeszcze troszeczkę brakuje do połowy to już co nie co widać.
Na koniec, jak to ostatnimi czasy bywa coś czytelniczego:
Czytając tę książkę pomyślałam o swoim dzieciństwie, jak niewiele nam (moje pokolenie) trzeba było żeby dobrze się bawić, teraz... dzieci nie mają dzieciństwa, smutne to.
Druga książka też dała mi sporo do myślenia:
Trzecia książka to biografia:
Filmu nie oglądałam, ale książka bardzo mnie wciągnęła.
Czas kończyć, robię kawkę i jeszcze troszeczkę podłubię moją czerwoną chatkę, a później proza życia i trzeba przygotować się do pracowitego tygodnia:).
Pozdrawiam Wszystkich cieplutko i popołudniowo:).
Małgosia.